Przekrój, numer 771, 17 stycznia 1960 roku

Zgadywanka kryminalna p.t. „Strzał w warsztacie”

Dramat rozegrał się późnym wieczorem w małym warsztacie przemysłowym, położonym w bocznej uliczce. Gdy inspektor Werner, w towarzystwie dwóch policjantów, wszedł do warsztatu, powitał go młody człowiek, blady i wzburzony, który przedstawił mu się jako jeden z właścicieli przedsiębiorstwa.

— Ktoś zastrzelił mojego wspólnika Melmana, leży tam w kącie — powiedział, wskazując ciemny zakamarek pomieszczenia.

Policjancji pochylili się nad ciałem, zaś inspektor zaczął myszkować po warsztacie. Wprędce odkrył na półeczce, za skrzynią z narzędziami, rewolwer kalibru 6,35. Delikatnie ujął go przez chusteczkę i schował do kieszeni. Następnie podszedł do młodego człowieka, który został przy policjantach.

— Jak to było? — spytał.

— Przyszliśmy tu wieczorem, by naprawić jedną z maszyn. Mój wspólnik krzątał się koło niej, ja wszedłem do pokoiku, gdzie mamy biuro. Nagle usłyszałem strzał, wpadłem do warsztatu i zastałem trupa. Widocznie ktoś otworzył drzwi od ulicy i zastrzelił Melmana. Wróciłem do biura i natychmiast zadzwoniłem na policję.

— Nie widział pan nikogo?

— Podczas, gdy telefonowałem, usłyszałem odgłos zapuszczanego motoru i przez okno zobaczyłem samochód, który właśnie ruszał i zaraz znikł za rogiem.

— Nie zapamiętał pan numeru?

— Ulica jest ciemna, poza tym jest dziś mgła, a samochód był bez świateł, numeru więc nie mogłem wypatrzeć. Wiem tylko, że to był samochód ciemno-niebieski.

— A może Melman popełnił samobójstwo?

— Chyba nie, miał wprawdzie rewolwer, ale innego kalibru.

— I ja myślę, żę to nie było samobójstwo. Przypuszczam, na podstawie dwóch poszlak, że to pan go zabił — powiedział inspektor.

Jakie to były poszlaki? Rozwiązanie.