Przekrój, numer 799, 29 lipca 1960 roku

Zagadka kryminalna p.t. „Królewski znaczek”

Biuro filatelistyczne firmy „Coleman i Lurs” mieściło się na 3 piętrze i było urządzone jak elegancki gabinet, pełen oszklonych gablotek. Inspektor Werner zastał w biurze obu wspólników oraz przedstawiciela Towarzystwa Asekuracyjnego „Zenit”. Pan Coleman miał głowę obwiązaną bandażem. Objaśnień udzielał inspektorowi pan Lurs.

— Mój wspólnik był dzisiaj sam w biurze, gdy przyszedł klient, który kazał sobie pokazać kilka znaczków. Pan Coleman wyjmował z szuflady znaczki, gdy klient porwał pogrzebacz leżący przy kominku i uderzył pana Colemana w głowę tak silnie, iż ten stracił przytomność. Następnie bandyta wyważył jakimś silnym dłutem wieko gablotki, w której trzymamy najcenniejsze znaczki, porwał etui ze słynnym znaczkiem z Królową Wiktorią i uciekł. Znaczek jest wart 30 tysięcy, była to perła naszej kolekcji.

— Z której gablotki ukradziono znaczek? — spytał inspektor.

Wspólnicy zaprowadzili go do gablotki w kształcie poziomego stolika z oszklonym górnym blatem. Szkło było nietknięte, natomiast cała rama, masywna i zaopatrzona w precyzyjny zamek, była wyważona ze śrub, które ją łączyły ze stolikiem, jak wskazywał ślady dłuta w kilku miejscach ramy. W gablocie widać było kilka znaczków i dwa portfeliki skórzane, w których, jak przekonał się inspektor, były także cenne znaczki. Środkowe miejsce w gablocie było puste.

— To tutaj leżało etui ze znaczkiem z Królową Wiktorią. Nieraz otwieraliśmy przy klientach gablotę oraz etui i pokazywaliśmy im ten znaczek, więc dużo ludzi wiedziało, że właśnie tu się znajduje — objaśniał pan Lurs. — Jeśli go nie odzyskamy, towarzystwo „Zenit” bęzie musiało pokryć stratę.

— Mam pewne wątpliwości, czy to była kradzież — powiedział urzędnik „Zenitu”. — A pan, panie inspektorze?

— Ja także sądzę, że to raczej sami panowie Coleman i Lurs ukryli znaczek, normalny włamywacz bowiem zachowałby się inaczej, niż na to wskazują ślady — powiedział inspektor.

Skąd podejrzenia inspektora? Rozwiązanie.