Przekrój, numer 798, 22 lipca 1960 roku

Zagadka kryminalna p.t. „Proszę nikogo nie winić”

— Śmierć przez otrucie — stwierdził inspektor Werner, wąchając resztkę płynu, pozostałego w kieliszku. — W wódce było cjankali.

— Nigdy bym nie posądzał Maurycego o samobójcze zamiary — wykrzyknął pan Totwen, przyjaciel nieboszczyka, Maurycego Kuhla. Inspektor wezwał Totwena na miejsce tragedii, by uzyskać jakieś informacje o zmarłym, który żadnej rodziny nie posiadał.

— Pan Kuhl dobrze zarabiał, prawda? — spytał inspektor.

— Znakomicie. Jego powieści sensacyjne miały niesłychane powodzenie. Przypuszczam, że zebrał z honorariów niezły majątek.

— Kto po nim dziedziczy?

— Nie mam pojęcia, może zostawił jakiś testament.

— Kiedy pan go widział ostatni raz?

— Wczoraj. Dziś byłem tu, ale nikt nie odpowiedział na dzwonek. Wróciłem do domu i zaraz otrzymałem od pana wiadomość telefoniczną, że Maurycy nie żyje. Kto go znalazł?

— Sprzątaczka, która ma klucze do mieszkania. Zawiadomiła policję, a gdy przyszedłem, podała mi pańskie nazwisko, jako jedynego człowieka, który odwiedzał Kuhla. O której był pan tu dzisiaj?

— O czwartek. Maurycy z pewnością już nie żył, musiał popełnić samobójstwo wcześniej.

— Nie jestem pewien, czy to było samobójstwo — powiedział inspektor.

— Jak to, przecież zostawił list? A to jest niewątpliwie pismo Maurycego! — powiedział pan Totwen.

— To prawda, ale właśnie list nasuwa mi pewne podejrzenia, które kierują się niestety przeciw panu — powiedział inspektor.

List pozostawiony przez Maruycego: Z własnej ochoty woli odbieram sobie życie, które przestało mnie bawić zajmować. Proszę nikogo o moją śmierć nie winić.

Oto list, który inspektor znalazł na biurku pana Kuhla. Co wydało mu się w nim podejrzane? Rozwiązanie.