Przekrój, numer 789, 22 maja 1960 roku

Zagadka kryminalna „Włamywacz-widmo”

Tym razem wezwano inspektora Wernera do biura przedsiębiorstwa Import-Export, gdzie popełniono tego wieczoru włamanie do kasy. Księgowy zeznał co następuje:

— Mimo późnej godziny, byłem jeszcze w swoim biurze, które przytyka do gabinetu dyrektora, gdzie jest kasa. Pracowałem przy lampie swojącej na moim biurku. Wtem usłyszałem, że otwierają się drzwi do gabinetu dyrektora. Byłem pewien, że nie może to być żaden z naszych urzędników. Zapewne włamywacz. Może uzbrojony! Momentalnie wyciągnąłem rękę i wykręciłem z lampy żarówkę. Z żarówką w dłoni, na palcach, podszedłem do drzwi i zajrzałem do gabinetu. Włamywacz, przy świetle latarki, manpulował przy kasie. Przez dłuższą chwilę go obserwowałem, po czym z całej siły cisnąłem żarówką o podłogę. Pękła z wielkim hukiem, znajdzie pan na progu kawałki szkła. Tak jak się spodziewałem, włamywacz wziął eksplozję za strzał rewolwerowy i uskoczył za biurko stojące przy drzwiach, gasząc latarkę. „Ręce do góry” krzyknąłem i zapaliłem światło w gabinecie. Ale włamywacza już nie było za biurkiem, widocznie zdążył wymknąć się przez drzwi na korytarz. Wybiegłem zanim, ale korytarz był pusty. Włamywacz formalnie rozwiał się w dym. Nie mógł uciec po schodach w dół, bo właśnie wbiegał nasz stróż nocny, zwabiony eksplozją żarówki, i nikogo nie widział. Nie mógł uciec schodami w górę, bo rzecz działa się na najwyższym piętrze gmachu, gdzie nie ma żadnych schodów w górę. Prawdziwy włamywacz-widmo. Jednak nie był urojeniem, skoro zdążył porwać z kasy pół miliona. Tajemnicza sprawa!

— Wcale nie tajemnicza — powiedział inspektor Werner. — Nie było żadnego włamywacza, pan sam wziął z kasy pół miliona. Pewien szczegół świadczy o tym, że sfabrykował pan całą tę historię, którą mi pan opowiedział dla zamydlenia oczu.

Który to szczegół wydał się inspektorowi podejrzany? Rozwiązanie.